grzesiek pisze:Myślę, że patent to nie do końca zdefiniowany mechanizm,
Zdefiniowany. Problem leży jedynie w ludziach, którzy udzielają patentów oraz w sztuczkach powodujących, że jako patenty zgłaszane są rzeczy, które nie powinny być opatentowane w taki sposób, który umożliwia opatentowanie.
Z drugiej strony - wyobraź sobie, że stworzyłeś coś, np. masz pomysł na takie rozwiązanie napędu w samochodzie, które raz daje oszczędności na częściach, dwa daje korzyści w eksploatacji. Wymyśliłeś i...
1. Nie ma patentów. Możesz sam wdrożyć to w życie, ale najprawdopodobniej nie zrobisz tego z braku środków, bądź z braku przygotowania do działania w gospodarce. Możesz też udostępnić informację w jakimkolwiek publikatorze, możesz opublikować całość pomysłu (włącznie z wyliczeniami, z rysunkami itd.). Ktoś sobie z tego zrobi użytek. Możesz usiłować pomysł sprzedać komuś, ale wówczas - skoro nie ma ochrony - nigdy nie wiesz, czy przedstawione potencjalnemu producentowi dane, nie zostaną przez niego wykorzystane bez Twojej wiedzy i zgody. Możesz też nie robić nic, bowiem nie zarobisz na tym, chowasz do szuflady, bądź... po prostu nie wymyślasz.
Myślę, że żadne z tych rozwiązań nie jest dobre.
2. Patenty są. Pomysł ten sam. Opatentujesz go i masz - w miarę - pewność, że nikt Ci tego, bez Twojej zgody nie wykorzysta.
¦wiat open source, jest światem pięknym, wspaniałym, ale bardzo idealistycznym. To fantastycznie, że firmy takie jak Sun, Novell, IBM itd. wspierają go. Pamiętajcie jednak, że nie robią tego dla idei. Poprzez prace na rzecz open source mają gdzieś indziej możliwość zarobienia.
Samej idei "patentów", czy ochrony patentowej nie można niczego zarzucić. Ba, w przeciwieństwie do tego, co gdzieniegdzie można usłyszeć, patenty były i są źródłem postępu. Zdanie przeciwne jest demagogią powodowaną brakiem wiedzy.
Ponownie powiadam - w świecie software'u - patent jest "zły", bowiem wykorzystywany jest nie do ochrony, a do walki konkurencyjnej. Gdyby był wykorzystywany prawidłowo - nie byłoby problemu. Na to wszystko nakłada się jeszcze odmienne rozumienie patentu w Europie i w USA oraz wadliwe tłumaczenia tekstów pochodzących z USA (czy też po prostu z systemu common law) na terenie, gdzie obowiązuje prawo kontynentalne. I w ten sposób mamy jednego winowajcę: patent.
Problem natomiast wydaje się być o wiele głębszy i być może powodowany nieprzystawaniem całego prawa patentowego, które "wymyślone" zostało około 150 lat temu do rzeczy, o których twórcom jego nie śniło się kompletnie, jak choćby programy komputerowe. Dodatkowo przecież, nakłada się tu problem praw autorskich, które - niestety - obecnie pod wpływem wielkich korporacji jest dość poważnie wykoślawiane, tak, by przede wszystkim chronić prawa wydawcy, a nie twórcy. Ale to już - chyba - zupełnie inna, choć zbliżona powiastka.