Podej

Wszystko Off Topic
Dominik
Beginner
Posty: 209
Rejestracja: 22 lutego 2007, 21:29
Lokalizacja: katowice

Post autor: Dominik »

Kolejna wojna filozoficzna? Chyba jednak w naturze ludzkiej leżą tylko czołgi i ich zamienniki ;)
Nie wiem czemu ale mam wrażenie, że dla Zwykłego Użyszkodnika nie liczy się ani wydajność, ani jakość ani bezpieczeństwo ani nawet cena tylko grupa - Windowsa używa dużo osób dlatego i tylko dlatego, że dużo osób używa Windowsa. Co byśmy nie mówili o ludzkiej naturze, że jesteśmy sobie wilkiem, świnią, bliźnim itp. jesteśmy też bydłem!

Używam Debiana, bo jestem za leniwy na wieczne konfiguracje, instalacje itp. Staram się używać wersji stabilnej właśnie dlatego, że jest stabilna, że nie muszę się niczym przejmować. Co do trudności... nie wiem czy przeciętny użytkownik Windows próbował dobrać sobie komponenty systemu tak, by w 8 minut ściągnąć z aparatu 10 zdjęć przetestować kadrowanie, doświetlanie etc, a następnie w tymże czasie wykadrować jedno czy dwa, "poprawić", wstawić we właściwym miejscu pdfa zgrać z czcionką i posłać dalej.
Nie przeszkodziłyby mu kwestie programów - Windows ma cały ten chłam od Adobe... ponoć programy do tego stworzone, Windows ma Corela (w którym faktycznie da się to szybko zrobić), ale w Windowsie nie zdołałbym skonfigurować tak łatwo tylu skrótów, żeby taki bałagan graficzno-edycyjny ogarnąć (zgoda 3 miesiące dobierałem Wmy, i właściwe skrypty, żeby osiągnąć maksymalną szybkość i ergonomie ale z Windowsa uciekłem po roku męczarni z komputerem).
Kwestia "one click install" to kolejny efekt grupy jak masz paczkę to chyba masz jakiś program w swoim systemie tak skonfigurowany, że wystarczy najechać i kliknąć/nacisnąć "enter" a włączy się "dpkg -i" albo co inszego. Odkryłem kiedyś tą możliwość w Midnight Commanderze przypadkiem (chyba w Mandrivie jako rpm-cośtam - już nie pamiętam, bo nie używałem), ale na dobrą sprawę taka funkcjonalność jest banalnie łatwa do osiągnięcia.
Wybrałem aptitude i repozytoria bo w tym momencie nawet nie muszę pamiętać o aktualizacji ani o instalacji. Właściwie mógłbym tu wrzucić któryś z logów (Wy fachowcy z pewnością wiecie, który - ja użytkownik nie) i poprosić, o pomoc w zrobieniu z tego metapakietu "mój system" i aptitude/apt-get dawałoby mi to samo zawsze, co w Windowsie nie byłoby tak łatwą sprawą. A że pseudograficzny menadżer pakietów jest dla mnie równie łatwy i intuicyjny jak klikany, kwestia ergonomii, dzięki repozytoriom nie muszę nawet szukać potrzebnych mi programów. Wolę go od synaptica bo mogę dopieścić swój system i jeszcze zanim zainstaluje X-y bo mogę zlecić instalacje w konsoli równolegle do sesji X-ów i wpuścić matkę na komputer ot kwestie ergonomii.

Ponieważ moje zaliczenie zależy od obsługi Corela czy Photoshopa jestem zmuszony się z nimi mordować. Szczerze mówiąc musiałem stać się specjalistą od wykorzystania triali... ale to na ocenę. Jak chcę zrobić coś porządnej jakości to i tak wracam do Gimpa, czy Inkscape - bo zamiast wodotrysków mam funkcje, których używam i wiem, że jak coś zrobię, to się otworzy wszędzie, że nie dostane wydruku z tylko jedną warstwą z 4warstwowej grafiki.
No ale oczywiście zawsze muszę pamiętać, że jak ktoś pyta czym zrobione to "CS4 i najnowszy Corel a palety tylko Pantone" dlaczego? Bo ten, kto to odbiera jest taki jak ja - jest bydłem. Ja jak krowa patrzę na jakość i nie potrafię zrozumieć, że on jak krowa patrzy na markę.

Programista ze mnie, żaden, ale co do otwartości kodu i "specjalistycznych programów" niestety muszę stanąć po stronie RMS. W GNU jak potrzebuję np. zacytować kawałek tekstu w klasycznej grece czy sanskrycie to po prostu ściągam czcionkę, jak znam jako tako dany język to dociągam lokalizacje włączam układ klawiatury i po prostu piszę. W Windowsie licencja OEM nie pozwala mi na dodanie obsługi jakiegokolwiek języka. Mam płacić 600-800 złotych tylko dlatego, że często muszę korzystać z kilku języków?
(O problemach technicznych z dodaniem grażdanki do Corela, czy Photoshopa wolę nawet nie pisać bo to jest piekło i podziwiam wszystkich, którzy pod Windowsem potrafią złożyć "byle ulotkę" dla kogokolwiek poza Europą).
Z samym GPL-em zderzyłem się też dość brutalnie w momencie problemów ze sterownikami:
Mam dość niepopularny skaner i potrzebowałem do niego sterowników. Akurat byłem w stanie zapłacić za napisanie sterownika. Po moich "doświadczeniach" z Fedorą, Mandriwą i Knoppixem wiedziałem, że lepiej mieć źródełko, a paczki to kwestia wtórna (bo zazwyczaj pliki rpm z FC nie chciały mi się instalować w Mandriwie) - chciałem, dostać przede wszystkim źródełko a pakiet to już była kwestia drugoplanowa... okazało się, że jest trochę ludzi chętnych do napisania sterownika... nawet za ceny "2 wódki", czy "2 piwa" ale tylko jako zamknięta binarka - nikt nie chciał udostępnić kodu... brawo - zaktualizuje sobie FC do nowszej wersji (to niestety wada FC - co pół roku, rok reinstalacja do nowszego) i znowu 2 wódki za skompilowanie tego samego kodu dla jednej nowej biblioteki, różniącej się tylko numerem.
GPL nie odbiera chleba informatykom - GPL odbiera możliwość wiecznego żerowania na raz zrobionej robocie! Jeżeli chodzi o finansowanie twórców... coś niecoś o tym wiem z własnej praktyki - jeżeli faktyczny autor dostanie 20% zysków z utworu to jest szczęściarzem! W branżach łatwo kopiowalnych utworów (twórczość literacka, informatyczna, audio-wizualna) chyba nawet takiego wynagrodzenia nie wyrobisz. Obecnie są czasy takie, że to producent/posiadacz środków na wykupienie copyrightu dostaje większość a twórców tylko zatrudnia (lub w inny sposób pozyskuje ich dzieła i prawa autorskie).

Mam to szczęście, że mogę pracować na wolnych programach ale dlaczego miałbym uznawać, że jedyny funkcjonalny CAD ma być płatny? Dlaczego mam aprobować uzależnienie od jakiegoś Autocada a w konsekwencji od systemu, architektury itd?
Jeżeli myślimy o chlebie dla programistów to mam wrażenie, że droga nie powinna prowadzić przez patenty - może Stallmanowskie pomysły podatku->dotacji są dobrym rozwiązaniem?
Podkreślam być może - bo nie wiem. Na razie, w istniejącym systemie widziałbym nieco inne rozwiązanie - jak nie chcesz dać swojej twórczości np. na Sourceforge czy Jamendo to wyceń swoją pracę raz (i tylko raz). A później jakoś wypromuj i pozwól wykupić-uwolnić.

Nie wiem, chwilami myślę, że to pobożne życzenia ale czasem się zastanawiam, czy możliwa jest jakaś taka formuła - jakiś klon sourceforge.net gwarantujący mi, że jak kupię kopie utworu, to po iluś transakcjach np. jak 1000 osób kupi ten program za 10$ czy może po 2 latach od umieszczenia w takim serwisie utwór zostanie "uwolniony". Marzy mi się po prostu możliwość wykupu utworu "na raty" przez społeczność. Może to byłby kompromis?
Z jednej strony - twórca (czy to w sztukach programistycznych, czy audio-wizualnych czy jakichkolwiek innych) mógłby na tym zarabiać ale z drugiej strony my jako odbiorcy decydowalibyśmy, czy chcemy ten utwór (to wada pomysłów z opodatkowaniem i przekazywaniem procentu twórcom, niezależnie co (po)tworzą) i jednocześnie mielibyśmy gwarancje, że kod używanego przez nas programu będzie można z czasem zaktualizować, poprawić, że jak np.: zacytujemy fragment utworu (czy stworzymy jakiekolwiek inne dzieło zależne) to nie będą nas ganiać po sądach.

P.S. Odzywam się tu, po lekturze ustawy o prawach autorskich: jak stworzę utwór i go sprzedam osobie A, zaś potem A odsprzeda go B to mogę żądać 5% zysku z tej odsprzedaży (jeżeli cena przekraczała bodaj 100 euro). Nawet nie wiedziałem, że mogę być takim krwiopijcą ;) Tak samo jak wielokrotnie okazywało się, że zamawiający np. bramę czy szafę "nie wiedzieli", że płaci się nie tylko za jej wykonanie ale i za projekt - że nie można wziąć rysunku - "jeszcze się zastanowię" a potem zlecić innemu rzemieślnikowi wykonania czegoś według tego projektu. Taka jest praktyka we wzornictwie, rzemiośle - nie wiem jak to wygląda w programowaniu ale myślę, że obowiązują podobne zasady: zarabia ten, kto umie wymusić by mu płacono a nie ten, kto coś robi. Dla mnie GPL, Creative Commons i podobne okazały się błogosławieństwem - nie było mnie stać na "(c)" a w ten sposób mogę się obronić przed kradzieżą własności intelektualnej. Sprawa jest banalnie prosta - sprzedajesz utwór ale na takiej licencji. Tak jak raz malujesz obraz i raz go sprzedajesz tak samo można myśleć o branżach "łatwo kopiowalnych". A do rzemiosła już nie wrócę - nie stać mnie na harówę dla właściciela zakładu ani na zarywanie nocek po to, by na projekcie zarobił ktoś inny.
Ister
Junior Member
Posty: 566
Rejestracja: 05 marca 2009, 12:42

Post autor: Ister »

Czołgi, czołgi, byle w wersji opensource :-p

Lektura dotychczasowych postów z tego wątku natchnęła mnie do pewnych przemyśleń. Otóż oprogramowanie wolne z samego założenia powstaje z nastawieniem na potrzeby ludzi, którzy je tworzą. To, że przy okazji korzystają też inni ludzie posiadający te same potrzeby to w pewnym sensie... zbieg okoliczności. A w zasadzie zbiegiem okoliczności jest właśnie posiadanie tych samych potrzeb.
Niestety w pewnym stopniu ogranicza to rozwój systemów wolnych w kierunku przeciętnego użytkownika, który nie chce się martwić jak ma zainstalować system albo gdzie poszukać sterowników. Bo przeciętny twórca otwartego oprogramowania sobie i tak z tym poradzi. Jasne, niektórzy bardziej leniwi (zawsze twierdziłem, że informatyk musi być leniwy ;-) ) przygotowują wygodne instalatory, bo nie chce im się n-ty raz szukać tego samego rozwiązania. Inni, widząc że to działa, sami też z tego korzystają. Ale nadal problem rozwiązywany jest w sposób elegancki dopiero wtedy, kiedy dopiecze komuś, kto umie ten problem elegancko rozwiązać (tak, wiem, przerysowuję, istnieje grupa osób pisząca dla przyjemności pisania ładnego oprogramowania).
Tak czy inaczej wierzę, że w pewnym momencie ktoś posiadający dostateczne środki wymyśli sposób jak zarobić na tym, że Linux stanie się maksymalnie prosty w każdym przypadku. I zainwestuje w tym celu te właśnie środki. Potem pójdzie już lawinowo - twórcy oprogramowania zamkniętego widząc rosnący rynek zainteresują się i zaczną udostępniać nie tylko wersje pod jedynie słuszny system... Ta zmiana już postępuje, ale ciągle jeszcze stopniowo. Adobe już dostrzegł, że warto wypuścić Readera pod Linuksa, ale wciąż jeszcze nie widzi potrzeby udostępnienia innych narzędzi...
¯e tak być może świadczy przykład wolnego oprogramowania, które skutecznie konkuruje na rynku z produktami komercyjnymi. Mam tu na myśli choćby OpenOffice'a.

Natomiast jeśli chodzi o "ratalny wykup" - dostrzegam tu pewne problemy. Otóż tworzenie oprogramowania nie jest "jednorazowym aktem kreacji". Wręcz przeciwnie - istotą tworzenia oprogramowania jest wprowadzanie zmian, uzupełnień... Jeśli od pewnego momentu twórca przestanie na produkcie zarabiać, to też utraci motywację (o ile to była jedyna motywacja) do dalszego rozwijania produktu. A niestety sprowadza się to do albo osobnych opłat za każdą kolejną wersję produktu, albo opłaty abonamentowej za kolejne wersje produktu. Która droga jest lepsza? Trudno powiedzieć, ale ja się skłaniam do abonamentów. Wreszcie istnieje trzecia droga - zarabianie na czym innym (wsparcie, reklamy itd).
Drugi problem jest trochę słabszy - otóż powstaje pytanie dlaczego za tą samą wartość jedna osoba ma zapłacić, a druga nie. Wprawdzie odpowiedź się tu sama nasuwa - bo skorzysta z tego samego później, ale.. no właśnie - tego samego. Jeśli ,,spłacenie" będzie dotyczyło ,,z automatu" wszystkich wersji, to osoba startująca później ma dwojakie korzyści - lepiej przygotowany produkt (z mniejszą ilością błędów) i do tego tańszy (darmowy). A w tym momencie spada motywacja do odpłatnego kupowania produktu...
Generalnie jestem zdania, że optymalne są następujące dwa modele zarabiania na oprogramowaniu. Jeden - to zarabianie na tzw. wartości dodanej (wsparcie, dodatkowe funkcje, reklamy lub też brak reklam). Drugi - to abonament, który przez pewien okres daje prawo instalowania najnowszych wersji systemu, aktualizacji itp., a w przypadku rezygnacji z abonamentu - prawo do korzystania z ostatniej zainstalowanej wersji...
Spotkałem się z wszystkimi trzema modelami płacenia za oprogramowanie. I właśnie te dwa uważam za dobre. Gdzie wtedy powinien się wpisać Linux i oprogramowanie wolne? Właśnie w układ wartości dodanej. Sam system i podstawowe funkcje niech będą bezpłatne. Ale zaawansowane funkcje zapewne pozostaną płatne...
Dominik
Beginner
Posty: 209
Rejestracja: 22 lutego 2007, 21:29
Lokalizacja: katowice

Post autor: Dominik »

Ister w kwestii zbiegów okoliczności - trudno się nie zgodzić.
Choć myślę, że istnieją jeszcze bardzo niewielki dwie grupy: fanatycy ze skłonnością do entryzmu i kompromisu oraz wkurzeni użytkownicy.
To grupy jeszcze marginalne ale postaram się pokrótce wyjaśnić dlaczego odpowiadam Ci takimi neologizmami. Tylko nie przeraź się zapożyczeniami językowymi od "czerwonych" - po prostu kiedyś pewne rzeczy dobrze nazwali a co "narozrabiali" przy okazji to zupełnie inna sprawa.

Entryzm to pomysł wyrażony przez Trockiego i jego czerwoną kompanie: w założeniu mieli wchodzić do zwykłych partii robotniczych, czy związków zawodowych i od środka przerabiać je na antystalinowski, trockistowski ruch robotniczy. Tyle prehistorii - chodziło w tym pomyśle o dostosowanie się do potrzeb wyborcy/robotnika oraz sytuacji. Podobnie dziś fanatyk by przejść w wyborach musi mieć "pijar", a fanatyk wolności oprogramowania sam jest za słaby, potrzebuje poparcia tłumu - musi wiec tłumowi coś dać w zamian np.: dobre wygodne oprogramowanie ... mniej więcej tak rozumiem sens powstania czy Debiana czy Ubuntu.
Wiem to działanie podobne do tego, co Ty opisujesz na przykładzie firm: żeby zarobić wspierają i wolne, a to z czasem napędza maszynę ... w interesie tychże firm.
Model nie tyle Adobe co np.: Nowella czy Mandrakesoft ale u nich widać drugą stronę takiego medalu.
To może i rozsądny model ale da się go pogodzić raczej z interesami producentów sprzętu niż oprogramowania: potrafię sobie wyobrazić takiego Apple produkującego swoje zabawki i udostępniającego swój system na te zabawki na licencji GPL lub podobnej (a to, że apple płaciło by tylko za część kodu chodzącą tylko na macach to byłoby uczciwe, choć brutalne rozwiązanie). W przypadku producenta oprogramowania ... cóż wolność kodu pozornie podcina mu skrzydła. Stąd zawsze firma komercyjna będzie od środka rozsadzać wolne oprogramowanie komercjalizacją a wolnościowiec będzie pisał nielegalne "kraki" albo podkładał legalne miny w postaci istotnych fragmentów kodu na GPL.
Taki model właściwie ma sens przy powrocie programistów do środowisk akademickich i wyplenienia biznesu z sieci ... byłbym jak najbardziej za ... ale cóż nie zawrócisz rzeki (tak szybko).

Weź na warsztat odwrotny przypadek: to użytkownik z jakiegoś powodu nie chce/nie jest w stanie płacić za programy a potrzebuje ich funkcjonalności. Ma zatem wybór: a)siedzieć i kwiczeć b) piracić i ryzykować nieprzyjemnościami c)wziąć sprawy w swoje ręce i samemu rozwiązać problem np. pisząc program.
Wściekły użytkownik może posunąć się do rozwiązania "c" widząc, że nikt mu nie pomoże ... sam jestem takim "wściekłym użytkownikiem" - nie działała mi FC ani Mandriva jak chciałem to przeskoczyłem na Debiana ale jak tu też ileś rzeczy mi nie grało to mimo niewiedzy zacząłem grzebać ... i mam tego efekty. Nadal jestem komputerowym i technologicznym autystykiem ale małymi kroczkami staje się użytkownikiem mojego komputera a firmy od programowania czy marketingu przestają być użytkownikami mojego portfela.
(Za to znienawidziłem Mandrive - coś nie działa: płać! Chcesz nietypowo to płać, bo za darmo to się nie da.)
Wiem wściekły użytkownik jak coś napisze czy skonfiguruje to, to prawie działa, zazwyczaj tylko na komputerze tegoż nerwusa zaś z elegancją programistyczną ma tyle wspólnego co polityk z uczciwością. Obecnie pluję nie na wolne oprogramowanie tylko na jego nadmierną komplikacje, na to, że w starym ZX Spectrum basic był na tyle prosty, że mogłem wszystko a te nowomodne maszyny są tak skomplikowane, tak namieszane, że muszę się namęczyć i poświęcić lata na naukę. (oczywiście ani nie mam potrzebnych zdolności, ani czasu ani nawet chęci) Tak myślę, że właśnie opisuję drugą stronę medalu - dlaczego pojawiają się mało eleganckie rozwiązania, dlaczego powstają programy typu "u mnie działa". System który ewoluuje i rośnie już nie jest i nie będzie pisany przez programistów - to my użyszkodnicy go tworzymy - czasem sami coś budując, czasem zmuszając prośbą i groźbą "fachowca" ażeby dla świętego spokoju nam te kilka linijek napisał - w końcu taki rozwój gwarantuje jeszcze większy bajzel ale ten bajzel przynajmniej działa.
W końcu dochodzimy do opisanej przez Ciebie sytuacji - jakość zależy od charakteru tego, kto danego programu wymaga.

Piszesz o modelu wartości dodanej - w przypadku "artysty programisty", który pisze tak, jak ja maluje - bo musi, bo inaczej by go rozniosło to nie widzę problemu - Sam też oprawiam obrazy bo nieoprawione nie pójdą. Ale maluje niezależnie od tego, czy ktoś kupi czy nie.
Cóż w przypadku, gdy ktoś się namęczy nad programem w nadziei na korzyść ... może już czasy się na tyle zmieniły?
Może właśnie dzięki Open Source czy ogólniej wolnej kulturze wreszcie wypleni się biznes i chciwość z jakiejkolwiek twórczości - bo jak nie tworzysz z własnej pasji, z własnej potrzeby to to się nie opłaci, bo takie Microsofty czy Adoby prędzej czy później przez GPL i podobne podejścia splajtują?

Co do abonamentu ... wiesz Ister - jak czytam Twój post widzę już, że to byłoby stosunkowo łatwo wykonalne. Wszak abonament może np. oznaczać dostęp do komercyjnego repozytorium i dalej z górki.
Wskazałeś na wieloetapowość budowania oprogramowania - przyznam, że nie patrzałem z tej strony - raczej myślałem o modelu wolnego silnika i dodawanych wtyczek - coś jak GIMP czy Firefox. Myślałem o opłacie za wtyczki ale to Ty masz racje - istnieje problem nadbudowywania się kolejnych wersji. Może rozwiązaniem jest opłata za aktualizacje - wówczas wyceniasz tylko pracę, którą dodałeś do poprzedniej wersji? (Tak jak w świecie EULA jedna cena w przypadku instalacji od zera a druga w przypadku aktualizacji)

Różnica w poglądach wynika z czegoś innego:
Ty postulujesz zapłacenie za program, za utwór. Dla mnie praca programisty, czy jakiegokolwiek innego twórcy jest nie tyle tworzeniem-produkcją co tworzeniem-odkrywaniem.
Malując nie produkuję szafy według projektu - odkrywam jedynie możliwość takiego czy innego położenia plam - odkrywam, że w takim układzie w jakiś tam sposób oddziaływują. Podobnie matematyk nie buduje systemu twierdzeń a raczej spostrzega, że w takim a nie innym systemie założeń coś musi być takie a nie inne. To różnica filozoficzna w statucie Twórczości. O ile Ciebie dobrze rozumiem, to uznajesz twórczość za produkcje, ja zaś uznaje za badanie i odkrywanie. I tak jak matematyk nie ma na własność swojego twierdzenia tak nie uważam za sprawiedliwe by jakikolwiek twórca miał na własność swoje odkrycie. Cała praca, cała wytwórczość w tym momencie to będzie tylko zmaterializowanie tego odkrycia - napisanie po raz pierwszy artykułu, programu czy namalowanie danej buźki, w jakiśtam sposób.

Problem, który poruszasz - znajdą się tacy co nie zapłacą - z Twojego punktu widzenia wygląda chyba tak:
Znaleźli się cwaniacy, którzy nie zapłacili za produkt. Czy dla Ciebie każda kopia pierwotnego utworu nadal jest takim samym produktem - tymże utworem? Czy książka jest jak chleb - liczona na np. bochenki i każda następna sztuka tej samej książki to niezależny produkt? Jeżeli zamiast tak rozumianej książki podstawisz program to rozumiem Twoje stanowisko aczkolwiek się nie zgadzam.
Z mojego punktu widzenia "problem" jest odwrotny - znajdą się tacy, co zapłacą, tacy, którzy zasponsorują odkrycie nowej możliwości. To taki społeczny odpowiednik stypendium dla badacza, czy twórcy i póki ów "sponsoring" pokrywa koszty badania/twórczości (w tym i koszta życia badacza/twórcy) to wszystko jest w porządku.
Książka to nie tylko papier ale kolejno powstawiane literki. O ile rozumiem, że za papier i druk płacę, to algorytm wydrukowania kolejnych literek uważam za niepodlegający możliwości komercjalizacji. Zgodzę się, że pisarz potrzebuje środków do życia, dlatego zgodzę się, by raz za tą kolejność literek w książce mu zapłacić ale to wszystko - płacę tylko za to, że swoje odkrycie udostępnia mi - czytelnikowi.
Natomiast jest dla mnie bardzo nie w porządku, gdy prawo do korzystania z jakiegoś odkrycia mają tylko nieliczni - nie ważne czy to będzie nowy lek na "grypę" czy nowa efektywniejsza technologia czy cokolwiek innego. Stąd postuluje ograniczenie autorskich praw majątkowych i skuteczną egzekucje tego ograniczenia właśnie przez przesuwanie wszelkich odkryć możliwie szybko do domeny publicznej czy pod wolne licencje.

Krótkotrwała ochrona utworu połączona z gwarancją jego późniejszego uwolnienia to dla mnie kompromis - jestem w stanie zaakceptować taki model właśnie z powodu gwarancji realnie szybkiego uwolnienia. Jestem w stanie zgodzić się na taki model przypominania o potrzebach życiowych twórcy - nie jest aniołem, ma żołądek i kilka innych bebechów. Ale to dla mnie tylko mniejsze zło.

Jestem takim samym roszczeniowym użytkownikiem jak przysłowiowe dziecko neo ... uważam, że program mi się należy. Po prostu. Będzie nie dość fajny to ponarzekam, a jak nikt inny nie zdoła zrobić tego jak chcę, to (klnąc nie gorzej od szewca) próbuję sam sobie "zrobić dobrze". Tylko, że dla mnie wartość ma tylko to, że program będzie mi działał dobrze, i zupełnie nie razi mnie, że komukolwiek innemu też będzie działał dobrze. Skoro możliwa jest jakaś funkcjonalność to należy się nam wszystkim tak po prostu. Cześć i chwała temu, kto ją odkrył, kto pokazał, że tak się da - ale jak już przyniósł mi pudło zabawek to niech nie mówi jak mam się nimi bawić: mój komputer - moja piaskownica. Dałeś zabawki - Dziękuje Ci programisto z całego serca ale wybacz skoro już są moje to się nimi pobawię po mojemu.
I nie licz na abonamenty, podatki itd. Przyniesiesz mi jeszcze fajniejszą zabawkę ... to porozmawiamy - może ją kupie.

P.S. Czołgu ani nie kupie, ani nie chce za darmo - nie lubię huku ;)
Awatar użytkownika
Torque
Posty: 37
Rejestracja: 10 marca 2009, 16:06
Lokalizacja: Dolna Posada

Post autor: Torque »

Dominik pisze:O problemach technicznych z dodaniem grażdanki do Corela, czy Photoshopa wolę nawet nie pisać bo to jest piekło i podziwiam wszystkich, którzy pod Windowsem potrafią złożyć "byle ulotkę" dla kogokolwiek poza Europą
Wybacz Waść, ale takich głupot już dawno nie czytałem. Od kilku lat składam nie tylko "byle ulotki", ale też duże i złożone manuale i dokumentacje w przeróżnych językach z całego świata i stwierdzam, że albo ostatni Twój kontakt z Windowsem i narzędziami graficznymi i składającymi na tą platformę miał miejsce wiele lat temu, albo celowo wprowadzasz innych w błąd.
Dominik
Beginner
Posty: 209
Rejestracja: 22 lutego 2007, 21:29
Lokalizacja: katowice

Post autor: Dominik »

@ Torque
Przepraszam jeżeli obraziłem Ciebie sformułowaniem "byle ulotka". Miałem na myśli to, że nie zawsze jest to byle jaka banalna sprawa, że czasem przysporzy to dużo więcej kłopotów, zwłaszcza osobie robiącej to po raz pierwszy. I dalej będę szanował osoby które sobie radzą z edycją czegokolwiek w wielu alfabetach i wielu kodowaniach na raz. Jak dla mnie jest to trudne. Stąd użyłem cudzysłowu ponieważ potoczne uznawanie tego za drbiazg, za takie nic uważam za niewłaściwe.

Co do mojego kontaktu z Windowsem i narzędziami graficznymi nań po części masz racje - dobre pięć lat temu nastąpił rozwód ostateczny. Corela i Photoshopa używam tylko wtedy, gdy muszę (podobnie jak i Windowsa). Na zaliczenie to muszę używać dokładnie starszych wersji ... na szczęście nie muszę się z tym użerać na własnym komputerze i to nie ja będę odpowiadał za ewentualne problemy licencyjne.

Jak czasami postawie sobie partycje z XP i na niej oglądam triale to nie mam dość czasu ani chęci by zbytnio przy tym grzebać. Być może nie dość uważnie przyjrzałem się oferowanym obecnie funkcjom.
Być może nowe Windowsy i nowe wersje narzędzi graficznych i składających mają system odpowiadający Debianowym repozytoriom, że wystarczy wpisać/wklikać jedną komendę i mamy 95% procent potrzebnych programów, czcionek - w pełni zainstalowanych i skonfigurowanych do pracy ze wszystkimi programami - być może podobnie teraz wygląda sprawa z pakietami językowymi, układami klawiatur i słownikami - Nie wiem.

Co do instalacji czcionek z poza repozytorium - zapewne to kwestia przyzwyczajenia - Radzisz sobie szybciej i lepiej w tym systemie, w tym programie z którym więcej się stykasz. Może też łatwiej znajdujesz w razie czego dokumentacje do systemów w których dłużej siedzisz.

Jak chcesz potraktuj to jako moją czysto subiektywną opinie: łatwiej jest mi wklepać

Kod: Zaznacz cały

aptitude install cośtam cośtam :) 
, ewentualnie wbić kilka innych komend w klawiaturę w jedno okienko według darmowego manuala otwartego w drugim okienku, gdy już przywykłem do szukania określonych manuali w określonych miejscach sieci. Zapewne komu innemu jest łatwiej najechać myszą na rozwijaną podlistę, rozwijanej podlisty z rowijanej listy menu. Następnie w otwartej karcie wyklikać to, czy owo lub wprowadzić wartości we właściwe pola. Jak chcesz możemy potraktować to jako czysto subiektywną preferencje.

Zwróciłem jednak uwagę na jeden szczegół w umowie licencyjnej Windowsa XP OEM, który był załączony do mojego komputera: mam prawo tylko do jednej wersji językowej. Dodatkowe układy klawiatury to był wybór angielski, polski, "polski programisty".
Wybacz ale jak chcę coś zrobić i np. przerobić kilka literek to wolę już poszukać na stronach TUGu czy GUSTu poszukać linków do czcionki, z którą mogę zrobić co chce, a manuale, które odnajdę dzięki wspomnianym stronom pozwalają mi na takie fanaberie. (licencje tego, co wybieram pozwalają mi jeszcze na dużo, dużo więcej)

Być może jestem ostatnim użytkownikiem czytającym umowy licencyjne ... być może już zmieniono prawo i kroje pisma nie podlegają ochronie? Zapewne EULA nie jest w Polsce umową legalną ale wolę nie ryzykować.
Skoro uważasz iż wprowadzam w błąd na przyszłość postaram się pisać o preferencjach zamiast o wygodzie.
Preferuję, wygodniejsze dla mnie zautomatyzowane instalowanie i konfigurowanie 95% potrzebnych mi narzędzi z gwarancją że nikt nie będzie mnie za to ganiał po sadach. Preferuję, wygodniejsze dla mnie, darmowe dociąganie i dokonfigurowywanie pozostałych 5% oprogramowania, czcionek i innych rzeczy w wolnych systemach nie tylko dlatego, że jest to darmowe i legalne, ale również dlatego, że później umiem to zmusić do współpracy z darmowymi programami, których używam. Zaś w komercyjnych programach na platformę Windows nie poradziłem sobie z tą konfiguracją i nie miałem nerwów by wgryzać się w dalsze instrukcje ani szczegóły prawne kiedy wolno mi czegoś używać w określony sposób a kiedy nie. Z tych preferencji i wcześniejszych doświadczeń wynika i to, że nawet nie próbuję się bawić z Windowsowymi narzędziami składającymi wolę z nosem w manualu poznawać TeXLive czy Docbooka niż znowu się męczyć z czymś na co później i tak by mnie nie było stać.
Tak lepiej?

Jeżeli widzisz sens kontynuowania dyskusji na temat umiędzynarodowiania i dodawania czcionek do wolnego i niewolnego systemu to wchodzimy w kwestie techniczne i myślę, że lepiej byłoby je kontynuować w osobnym wątku.
Awatar użytkownika
Torque
Posty: 37
Rejestracja: 10 marca 2009, 16:06
Lokalizacja: Dolna Posada

Post autor: Torque »

Spoko, nie obraziłeś mnie. Chodziło mi o coś innego, ale nieważne.

¬e też Ci się chce takie elaboraty pisać ;-)
Ister
Junior Member
Posty: 566
Rejestracja: 05 marca 2009, 12:42

Post autor: Ister »

Powiem tak. Ja w tej chwili stoję po obu stronach interesów. Oczywiście jestem użytkownikiem oprogramowania, ale też zajmuję się jego wytwarzaniem. I staram się też patrzeć z obu stron.

Rozwój oprogramowania oparty wyłącznie o społeczność ma tę wadę, że pewne funkcjonalności nie są potrzebne. Wadą jest też to, że jak ktoś się zna to niekoniecznie chce mu się o zadbanie o ,,ładną formę" czy rozwiązanie ,,na już" wszystkich problemów. Grupy, o których piszesz są niewystarczające, aby sobie z tym poradzić. Rozwiązaniem są środki zainwestowane właśnie w tych miejscach, gdzie społeczność jest niewystarczająca. Ale biznes nie zainwestuje środków, jeśli nie będzie to prowadziło do zysków. Kółko się zamyka. Dlatego jestem za jakąś formą odpłatności, ale za znalezieniem formy jak najbardziej akceptowalnej dla każdej ze stron.
Pisząc o wartości dodanej mam na myśli bardzo szeroki wachlarz możliwości. W gruncie rzeczy tam, gdzie większość pracy ,,spada" na społeczność, a rolą biznesu jest jedynie dopracowanie szczegółów, wartością dodaną powinny być właśnie takie elementy jak wsparcie techniczne. Przykładem niech będzie cały system operacyjny (Linux), aplikacja typu Office (OpenOffice), baza danych (Postgres) itd. Nie zmienia to faktu, że przydałaby się pewna inwestycja w Linuksa jako takiego, ułatwiająca rozpropagowanie go (eliminująca pewne problemy np pojawiające się od czasu do czasu błędy aktualizacji powodujące, że połowa systemu później nie wstaje). Natomiast tam gdzie całość rozwiązania jest tworzona pod potrzebę wąskiej grupy i raczej w tej grupie nie ma osób zdolnych samodzielnie rozwiązanie stworzyć (albo stworzyć rozwiązanie dostatecznie skalowalne), zawsze wejdzie kwestia odpłatności za produkt. Bo natychmiast program staje się tu produktem, służącym (najczęściej) do zarabiania pieniędzy. W taki czy inny sposób. Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby aplikacja taka jak Lectra była dostępna za darmo. Swoistym paradoksem jest tu oprogramowanie wspierające wytwarzanie oprogramowania. O ile do samego wytwarzania istnieją bardzo wygodne narzędzia (NetBeans, Eclipse), to już z modelowaniem jest słabo. A jest to ciekawe, bo teoretycznie środowisko użytkowników ma dość możliwości, żeby stworzyć oprogramowanie do modelowania funkcjonalnie porównywalne z Enterprise Architectem. Może po prostu podobnie jak ja to środowisko woli zainwestować 200$ zamiast swojego czasu, który w przełożeniu byłby droższy...

Postulujesz, że dostajesz zabawkę i chcesz móc się bawić nią na własny sposób. Ok, nie ma sprawy, ja to też popieram. Kupiłeś, jest Twoje, rób co chcesz. Możesz sprzedać, popsuć, zmienić albo używać zgodnie z przeznaczeniem. Ale ja, jeśli wyprodukowałem, też mogę co chcę. Mogę oddać za darmo, poprosić innych, żeby rozwijali razem ze mną. Ale mogę też uznać, że będę dalej sam rozwijał zabawkę i liczył na to, że komuś się jeszcze spodoba i będzie chciał ode mnie tą zabawkę kupić. Dlatego wcale nie jestem pewien, czy takie ograniczanie praw autorskich, jak postulujesz jest słuszne. A postawy roszczeniowej w postaci ,,ktoś inny zrobił a mi się należy" trochę nie lubię. Jak ktoś mi dał, to jestem mu za to wdzięczny. Ale nie mogę się domagać żeby mi dał, skoro dać mi nie chce.

PS.
Trochę odeszliśmy od podejścia użytkowników do wolnego oprogramowania ;-)
giaur
Member
Posty: 1915
Rejestracja: 25 maja 2007, 22:16

Post autor: giaur »

Enterprise Architect działa nieźle pod wine. Ale co do programów do modelowania, to masz racje - nie ma dobrych na linuksy. Podobnie (jest to moja subiektywna opinia), Eclipse czy Net Beans jednak ustępują nieco Visual Studio 2008
Ister
Junior Member
Posty: 566
Rejestracja: 05 marca 2009, 12:42

Post autor: Ister »

Wiem, właśnie sobie Enterprise Architect testuję :-) Jednak powołałem się tu na Enterprise Architect nie ze względu na jego brak pod Linuksem (nawet sam Sparx Systems sugeruje instalację przez emulator i tym uzasadnia brak natywnej wersji), ale na fakt, że jest płatny, choć jestem przekonany, że gdyby używające tej aplikacji środowisko widziało taką potrzebę, to byłoby w stanie ,,upichcić" coś o otwartym kodzie.
W przypadku NetBeans (Eclipse aktualnie nie używam) jedyną istotną jak dla mnie wadą jest prędkość, zwłaszcza niektórych funkcji. Ale funkcjonalność naprawdę jest zbliżona do MS Visual Studio. Natomiast nic nawet odrobinę zbliżonego do Enterprise Architect i o otwartym kodzie nie znalazłem. A szukam od jakiegoś czasu intensywnie.
ODPOWIEDZ